Music

środa, 9 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 2 - STRZAŁA I ŁUK



Tym razem na początku notki! Zapraszam do komentowania! Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii, a wiele trzeba jeszcze poprawić, zmienić :)
Pozdrawiam serdecznie i... miłej lektury! :D
Eru



ROZDZIAŁ 2

STRZAŁA I ŁUK

~o~O~o~



 Ngil cennin eriel vi
 Menel aduial.
 Glingant sui Mir
 Síliel mae.
Ngil cennin firiel vi
 Menel aduial.
 Dur, dûr i fuin

 Naenol mae.
 I ú nathant
 I naun ului
 Chuil, anann cuiannen

Meleth perónen....
~o~O~o~

Rudowłosa postać zemdlała. Legolas nie zastanawiając się, rzucił się w wir walki.Posiekał trzydziestu, może czterdziestu, parudziesięciu uciekło. Zostało około dwudziestu orków. Orków, plugawych stworów Melkora, orków, kpinę z elfów. Jakże Legolas ich nienawidził! 

Znów zatracił się w strzelaniu.
Znów był w ukochanych lasach, ćwicząc dla zabawy i popisując się przed Arweną. 

Coś jednak wyrwało go z transu.

Z wolna się rozejrzał. 
Strzała. Strzała orków sterczała mu z barku.
Potem już tylko przeszywający, paraliżujący ból.
Nie dbał o to. Czuł już teraz tylko złość, nie zważał na strzałę w ramienu, nawet jej nie wyciągnął. 
Teraz liczyła się tylko rudowłosa, nie elficki książę.
Jednak Legolas poczuł, że osuwa się w ciemność.

..........................................................

Gdy elficki książę się zbudził, minęło około dwóch godzin. 
Rozejrzał się jak we mgle. Znów ujrzał rudowłosą postać. Oprzytomniał w jednej chwili. Podbiegł do nieznajomej, po raz kolejny zapominając o strzale, o tępym bólu w ramieniu. Teraz liczyło się tylko jej życie.
Kiedy książę dobiegł do niej, przeżył szok.
Gdy odgarnął jej długie, rude włosy, ujrzał wychudzoną, trupiobladą twarz. Skóra nieznajomej ciasno oplatywała czaszkę. Prawie nie oddychała.
"Proszę, obudź się..." - zawołał w duchu Legolas. Żałował wtedy, że nie ma daru uzdrwiania, jak Elrond, mistrz w tej sztuce, czy jego dzieci.
Niewiele mógł zrobić, zwłaszcza przez wzgląd na bezpieczeństwo nieznajomej. Jej anorektyczne ciało było bardzo poranione, krwawiła z  paru miejsc. Prawie nie było czuć tętna.
- Obudź się, proszę! Obudź się!- zawołał książę najgłośniej jak mógł, ale jego wołania były daremne.

Ponownie rozejrzał się dookoła.

Okolica była całkowicie wyludniona, został tylko las.


Legolas zdjął tunikę i zrobił z niej opatrunek dla nieznajomej. Krwawienie nie ustawało.

"Co robić, co robić?...."


Nie było wyboru.



Wziął nieznajomą na ręce, najdelikatniej jak tylko mógł, i wszedł w puszczę.


Było to piękne miejsce. U stóp pagórka, całkowicie zalesionego, wił się potok. Drzewa były tutaj nieco młodsze niż w Mrocznej Puszczy, jednka słońce nie przecisnęło się przez korony drzew.
Gdyby był tu sam, z pewnością przechadzałby się po tych pagórkach, śpiewając i śmiejąc się z wszystkiego.

Jednak nie był tu sam.

.........................................................

Legolas szedł tak parenaście minut z nieznajomą na rękach. Bał się, że już nie zdoła jej pomóc, że wszystkie wysiłki okażą się daremne. 
Ciągle była jescze nadzieja.

Ale czy tylko nadzieja?

Wtedy to zobaczył.

W oddali, na polanie książę Mrocznej Puszczy ujrzał dom. Mały, drewniany dom. Zdziwiło go to bardzo, zwłaszcza ze względu na brak ludzi w tej okolicy.

"Chwileczkę.... chyba ona nie mieszka tu SAMA?" - pomyślał.
"Kobieta, tak krucha kobieta żyje sama? W dodatku w lesie? W takim miejscu jek to?"***
Bez wahania wszedł do domku. W środnku to miejsce przypominało pobojowisko. Krzesła i stół były połamane i powywracane, w jednym miejscu leżała jeszcze świeża krew. 
Elficka krew. 


Czy  coś jeszcze mogło go zdziwić? Chyba tylko rzecz, którą przed chwilą ujrzał.


Łuk z Mrocznej Puszczy.


- Mmm... - usłyszał.

Szybko wzrokiem odnalazł najbliższe łóżko i położył na nim nieznajomą. Chciał krzyczeć z radości, że żyje.
Zdołał wypowiedzieć tylko słowo:

-Śpij.
KONIEC ROZDZIAŁU 2
~o~O~o~


 U i vethed na i onnad...




poniedziałek, 7 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 1


ZIELONY LIŚĆ


~o~O~o~


21 lat później…

Jedna chwila. Nie więcej.

Thranduilowi zdawało się, że minął zaledwie jeden dzień. Jeden, jedyny dzień.

Kochał go, to oczywiste, lecz na swój bardzo ograniczony sposób. Oddałby za niego życie.

Poprawka.

Przecież już oddał.



……………………………………………………………………………………….

Legolas rósł i dorastał, choć w rachubie elfów te 22 lata oznaczały wręcz wiek niemowlęcy.

Z biegiem czasu można było zauważyć, że chłopiec coraz bardziej staje się podobny do matki. Szczególnie z charakteru, bo z wyglądu odziedziczył tylko piękne, błękitne oczy. Zdawał się bardzo dojrzały jak na swój wiek. Rozumiał wiele więcej niż niejeden elf wieki starszy od niego. Najbardziej kochał jednak gwiazy. Ciekawiło go wszystko, zaczynając od wiekowych drzew Puszczy, do spadającego listka. Nie trudno się więc domyślić, że dopytywał o matkę, której nigdy nie poznał.

Było to bardzo trudne pytanie. Elfowie nie mogli wiele powiedzieć, nawet gdyby chcieli. Thranduil, w napadzie szału i bólu po śmierci ukochanej, zakazał kiedykolwiek wspominać o matce chłopca. Zmiszczył wszystkie dowody jakiejkolwiek znajomości jego, króla z Mrocznej Puszczy, ze zwykłą elfką nisiego rodu. Legolas miał się nidgy nie dowiedzieć o swoim pochodzeniu, o matce, o jej śmierci. Nigdy.

Z czasem jedak zrozumiał, że nigdy się niczego nie dowie. Uczył się z zapałem wszystkiego, czego mógł. Był bardzo zdolny – w wieku 13 lat został jednym z najlepszych łuczników w Leśnym Królestwie.

„Nie myśl o tym…” – powiedział sobie w duchu Legolas.

Ocknął się z zamyślenie i znów siedział na ławce w Rivendell, w domu Elronda i jego żony, Celebriany*.

Kochał to miejsce. Najbardziej jednak na świecie kochał Arwenę.

Tak, Arewnę. Arwenę Undómiel, zwaną Piękną, wcielenie Lúthien, najpiekniejszą elfkę na ziemi. Córkę Elronda.

Miała ona piękne, kruczoczarne włosy, parcelanową cerę i roześmiane, szare oczy. Te szare oczy, których spojrzena chłopak zawsze wyczekiwał, teraz w zadumie przyglądały mu się z daleka.

Znali się praktyczne od urodzenia, z tym, że Arwena była o rok młodsza. Byli dla siebie najbliższymi przyjaciółmi, wręcz rodzeństwem. Tacy sami. Gdzie Arwena, tam Legolas, a gdzie Legolas, tam Arwena. Tak samo roześmiani, tak samo beztroscy, tak samo myślący. Kochali spędzać czas we dwoje wśród brzóz Imladris. Ich rodziny zamierzały zrobić z nich małżeństwo, lecz szybko pozbawili ich złudzeń – kochali się bardzo mocno, ale jak rodzeństwo. Ten fakt dodatkowo rozwścieczył ojca Legolasa, jednak mężczyzna wiedział, że powinno się zawierać małżeństwa z miłości. Nie z przymusu.

Legolas skrycie zazdroscił Arwenie dwóch rzeczy – matki i ojca.

Ojca, rzecz jasna miał, lecz coraz wyraźniej czuł niechęć Thranduila do niego. Unikał on syna jak mógł, nigdy na niego nie spojrzał, nie porozmawiał, nie…



„Nie myśl o tym…” – powiedział sobie już drógi raz dzisiejszego dnia.

Teraz czekał go tylko powrót do złotej klatki Mrocznej Puszczy, do unikającego go ojca i służby, milczącej jak zaklęta. Trudno.

- Nie martw się. Będę z tobą sercem i myślami. Naprawdę nigdy się nie rozstajemy.

Legolas ujął jej dłonie.

- Jak zwykle masz rację, siostro.

Roześmiała się ciepło.

-Naprawę musisz jechać, Legolasie?

- Niestety tak, kochanie. – rzekł Elrond, który właśnie nadchodził. „Arwena to jego odpowiednikiem w żeńskiej postaci.” – zwykł mówić Legolas opisując Elronda. Pan domu prowadził za uzdę. – Wszystko gotowe, Legolasie.

Legolas pocałował Arwenę na pożegnanie w policzek.

- Wkrótce pewnie się zobaczymy. Dziękuję za wszystko. – Zwrócił się do Elronda.

-Szczęśliwej drogi. – Odpowiedział, ściskając Legolasa.- Niech gwiazdy jasno ci świecą.

…………………………..

Droga z Rivendell do Leśnego Królestwa dłużyła się w nieskończoność. Mężczyzna napotkał tylko paru orków, którzy to spotkanie przepłacili śmiercią z ręki leśnego księcia.

W trzecim dniu podróży, a było to dokładnie 19 lipca, Legolas zobaczył coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie widział. Było tak osiemdziesięciu orków, a w środku pola bitwy stała rudowłosa postać. Na moment uchwycił spojrzenie zdziwionych, zmęczonych, zielonych oczu, przepełnionych bólem i gniewem zarazem, gdy drobna postać padła na ziemię.



~o~O~o~

I jest!!! Długo oczekiwana, przemyślana do szpiku kości i wypracowana…… jest!!!

Jak Wam się podoba? Co chcielibyście poprawić? Pisac w komentarzach

Pozdrawiam serdecznie i całuję :*

Meriana

Dla Alice

~o~O~o~

PROLOG

CZĘŚĆ DRUGA

~o~O~o~

- Tamiel, widzę cię.

Elfka odwróciła się gwałtownie. Wyglądała przepięknie nawet teraz, w zaawansowanej ciąży.

- Och, to ty Thranduilu. Martwiłam się.

Leśny władca zaśmiał się cicho. Tamiel jak zawsze potrafiła odwrócić kota ogonem. Przecież to ona jest ścigana przez jego ojca za ten związek, przecież to jej grozi śmierć.

- To ja się martwiłem, kochanie. Chodzisz sama po Puszczy, jeszcze nocą. Podajesz się mojemu ojcu na tacy! – król nie mógł zapanować nad emocjami.

Tamiel jednak roześmiała się.

- Najdroższy, wiem, ze on nie zgadza się na nasz związek, ale powtarzam – to nie ma na mnie wpływu!

- Kochanie, al….

- Jestem bezpieczna – powiedziała stanowczo.

- On cię zabije! Wiesz do czego jest zdolny! Dla niego nic się nie liczy!

Kobieta nspojrzała głęboko w jego szare oczy i pogałowała go.

- Nic mi nie będzie.



Thranduli bardzo chciał w to wierzyć.







~o~O~o~

Cztery miesiące później.

Płakał. Prawie nigdy nie uronił łzy.

Umarła. Odeszła. Zostawiła go samego.

Rana już się nie zagoi.

Ciągle widział w wyobraźni tą scenę:

Była już noc. Wymknął się z pałacu, z jakiejś bzdurnej uczty. Biegł do ich leśnego domu. Znalazł się już na polanie. Drzwi do domku były otwarte. Usłyszał krzyk. Jej krzyk. Błagała o litość. Usłyszał śmiech. Biegł jak nigdy w życiu. Wtedy to zobaczył… Był tam jego ojciec. Przeszył ukochaną mieczem.Upadła, a ojciec się śmał. Szybko dobył swojego łuku. Jedna strzała. Druga. Ojciec padł martwy. Śmiech wreszcie ucichł.

Po chwili był przy niej. Krzyczał do niej, że wszystko będzie dobrze, że ją wyleczy, że… Lecz nie mógł już jej pomóc. powiedziała do niego wyraźnie dwa słowa. Liść. Zrielony liść. Potem już tylko ciemność. Odeszła.

Wszedł do domu. Usłyszał płacz. Syn. Miał jescze synka. Oczy malca patrzyły na niego jej oczami.

Jaka miał go kochać? Jak miał kochać zaledwie wspomnienie ukochanej na ziemi? Jak?

Jednak go kochał, lecz na swój ograniczony sposób.

Teraz płakał nad jej mogiłą.

Rana nigdy się nie zagoi.

Chłopiec został przeniesiony do pałacu. Dostał na pierwsze imię Legolas – Zielony Liść, zgodnie z życzeniem jego matki. Drugie Thranduil, po ojcu. Jednak cóż mu po ojcu, który nie potrafił obronić jego matki?!

Nikt się nie zdziwił, gdy chłopiec pojawił się w pałacu. Był pociechą dla elfów, bo każdego dnia rósł i stawał się weselszy. Z każdym dniem coraz bardziej przypominał mu ukochaną. Również dlatego król nie mógł na niego patrzeć. Elfy? Elfy wiedziały o Tamiel. Wiedział o wszystkim. Kto zdradził?

Rana nigdy się nie zagoi.

Co do ojca, również nikt o nic nie pytał. Jgo brak uznano za dar eru, jednak wszyscy wiedzieli o wszystkim. Kto zdradził?

Rana nigdy się nie zagoi.

Ucałował mogiłę i odszedł. Musi żyć dalej. Dla niej.

Dla Legolasa.



KONIEC CZĘŚĆI DRUGIEJ PROLOGU

~o~O~o~

I jest! Długo wyczekiwana, okupiona spamami i jest . Mam nadzieję, że się Wam podoba.

Co do czasu, cóż…. Objecuję, już nie będzie opóźnień :D

Jak zwykle, bardzo, ale to baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo proszę o komentarze .

Zrozumcie, chcę mieć świadomość, że piszę dla kogoś, że ktoś te wypociny czya ;:).

Pozdrawiam i całuję

Iluvatar czyli Meriana