Music

środa, 23 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 5 - WITAJ W DOMU

Dla wszystkich Czytelników (zwłaszcza tych, którzy nie raczą skomentować xD (czytaj. Wik i Ann XD)
Oraz w szczególności dla Ciebie, Elfko :*

ROZDZIAŁ 5

                         
                         WITAJ W DOMU
CZĘŚĆ PIERWSZA


~o~O~o~



Walka dobiegała końca.

Nie wiadomo skąd do bitwy dołączyło się dziesięciu, może piętnastu elfów. 
Orkowie na ich widok rozpierzchli się, ale żaden z nich nie uszedkł z życiem.
Rozejrzała się w poszukiwaniu przyjaciela.
- Legooolas! - Odpowiedziała jej strzała, która omal nie ugodziła jej w lewą dłoń.
Odwróciła się zdziwiona, gdy nagle poczuła, że ktoś przystawił jej nóż do gardła.
- Albo zaczniesz się wyrywać i zginiesz, albo będziesz grzeczna i opowiesz nam wszystko co chcemy wiedzieć, mała.
Zaparło jej dech w piersiach. Z wolna przyjrzała się napastnikowi. Długie, kasztanowe włosy, orzechowe oczy, zawadiacki uśmiech... chwileczkę...
-ULUMIEN!- Usłyszała własny krzyk. - To niemożliwe... niemożliwe...
- A jednak! - Rzekł Ulumien*. - Tak, to ja, Ulumien, ten sam, który był w trakcie ogłaszana wyroku w sprawie twojej rodziny, ten sam, który eskortował was do granicy. I ten sam, który dopilnował, żeby twoja rodzina została wygnana. Nie patrz tak na mnie, na zawsze zapamiętałem twoje imię, Tauriel. 

/nawet się nie zosientowała, że teraz wszyscy przysłuchują się ich rozmowie.
Po raz pierwszy od  lat usłyszała swoje imię.
Jak? Jak on mógł ją pamiętać...

- Jednak teraz jesteś na prowincji Leśnego Królestwa. Wiesz co powinienem z tobą zrobić, mała? Tak, powinienem cię zabić.
Paru elfów parsknęło śmiechem.
Nie... Nie! To nie może być prawa! JAK ONI JĄ ZNALEŹLI?!
- Tylko jednej rzeczy nie rozumiem. - Rzekł, po czym szepnął jej do ucha. - Co ty robił książę?
Otworzyła usta ze zdziwienia.

Eru najświętszy...

-To jednak...to jednak był on...
-...Jak to sie mogło stać... - Ulumien nie słuchał już rudowłosej elfki, tylko rozmawiał z jednym ze strażników. Po kilku minutach grobowej ciszy, zwrócił się do niej:
-Więc niech to król rozsądzi.
Elfowie jak na komendę podeszli do Tauriel i zaczęli jej wiązać ręce i nogi.

Krzyczała. Walczyła. To wszystko na nic.


Wsadzili ją na jednego z wolnych koni, po czym puścili się galopem. Jedyne czego teraz żałowała, to brak broni za koszulką, ale Legolas przyzwyczaił ją do bezpiecznych polowań, więc z niej zrezygnowała.

Gdy tak gnali dzień i noc, ciągle myślała o Legolasie i jego tajemnicy. Dlaczego jej nie powiedział? Dlaczego o niczym nie wspominiał?

Do cholery, dlaczego?! Miał pojęcie, ile dla niej znaczyłaby ta wiedza?!

"Ale ja też mu nic nie mówiłam..."- Pomyślała. "Cóż, to jesteśmy kwita"


Tauriel vs Legolas - 1:1

Powoli zasypiała. Miała nadzieję, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi, i że znów znajdzie się w ramionach Legolasa, który ją przytuli, który...


Ale czar prysł.

Już nie da się żyć chwilą.


Teraz czas na rzeczywistość.
..........................................................................................................

Podniósł głowę.
Patrzył teraz w niezykle rozgniewane, stalowoszare oczy swojego ojca.

"Czego innego mógłem się spodziewać? To przecież król Thranduil, który ma wszystkich głęboko gdzieś, na czele ze swoim jedynym synem!" - Pomyślał. W tym samym momencie usłyszał:


- Witaj w domu, synu. Przyjacielu, chyba zaprowadzisz księcia do sali tronowej? Sam wiesz, po tak długim czasie drogi mieszają się i mógłby... zabłądzić.

 Legolas mógł przysiądz, że ironiczny uśmiech przebiegł po twarzy ojca. Nie miał czasu na namysły, bo Elaren pociągnął go za sobą. 

Tak, to prawda. Był w domu. W swojej ukochanej złotej klatce.

Jednak czuł, że swój prawdziwy dom zostawił na jednej z prowincji Leśnego Królestwa, wśród lasu i łąk, na kompletnym bezludziu. A konkretnie zostaił tam ją. Swoje światło. Eledthwen*.
Czy żyje? Przecież tym razem nie będzie mógł jej pomóc! Zawsze był przeciwny jej udziałom w polowaniach i walkach, ale ona, jak zwykle, była nieustępliwa. Teraz na pewno nie żyje. Jeśli nie umrze z rąk orków, to zabiją ją leśne elfy.
To wszystko przez niego. Wiedział, że kiedyś go znajdą. Wiedział i nic z tym nie zrobił. Nawet nie powiedział jej prawdy.
Ciężko wypuścił powietrze. We wnętrzu krzyczał z bezsilnej złości i bezradności.
W mgnieniu oka znaleźli się przed salą tronową. Strażnicy, patrząc na niego z ogromnym zdziwieniem, wpuścili ich do środka.
Była to gigantyczna sala z rzeźbionymi kolumnami z czystego złota. Ściany były wyłożone szlachetnymi kamieniami i mithrylem, a podłoga marmurowa. 
Legolas spojrzał na wielki tron znajdujący się u szczytu sali i  na siedzącego na nim swojego ojca.

Thranduil na pewno nie był elfem, obok którego można przejść obojętnie. Wysoki, o dumnych rysach,  stalowoszarych oczach i srebrnych włosach, odnosił się do wszystkich z chłodem i obojętnością.

- Dwa lata. Dwa lata. - Przemówił swoim zimnym, wręcz lodowatym tonem. - Po dwóch  latach zjawiasz się znów w Mrocznej Puszczy, a nie zaszczycisz nas nawet słowem? 
Legolas spojrzał na ojca. Po raz pierwszy mężczyzna patrzył mu w oczy.
- Jeśli nie chcesz, nie mów. Jednak chciałbym wiedzieć, co robisz dwa lata na zachodniej prowincji, na kompletnym odludziu z jakąś elfką? - Legolas popatrzył na niego z wielkim zdziwieniem. Thranduil jednak roześmiał się, swoim lodowatym głosem. - Tak, wiem o wszystkim. Zaledwie godzinę przed waszym przyjazdem dotarł do mnie sokół z wiadomością od twego przyjaciela, Ulumiena. 
- Nie miałem okazji go ujrzeć... - Rzekł elficki książę cicho.
- To prawda. Co więcej, ma on dla ciebie... niespodziankę. - Powiedział król elfów z ironią w głosie.
- Dotrą tu za kilkanaście minut, milę za wami. Chyba mamy czas na małą opowieść, nie sądzisz?
Zielony Liść skinął głową.
- Taak... może na początek...
Wtedy drzwi  raptownie się otworzyły i w wejściu ukazał się zdyszany, wysoki, brązowowłosy elf.
-Witaj, Olliminel*. Jak widzę, pospieszyliście się. 
- Tak...panie... - Rzekł. - Już jesteśmy...panie...

Wtedy drzwi otworzyły się jeszcze szerzej i weszło przez nie około piętnastu elfów. 
- Zostawcie mnie w spokoju! Niczego nie zrobiłam! - Zawołała jedna z nich, szamocząc się wściekle. 
Dwóch elfów podeszło do niej i z impetem uderzyli ją w twarz. 

Nie...

- Oto ta niespodzianka, synu. - Powiedział Thranduil. - Bliżej, nie ugryziemy... jeszcze.

Wtedy z tłumu wyszło dwóch elfów z ów szamoczącą się rudowłosą postacią. Podniosła głowę, a Legolas już bez trudu mógł dojrzeć te duże, zielone oczy.

Nie...

- Chyba się znacie, nieprawdaż? Więc, już bez żadnego gadania: witaj w domu, Tauriel!

Nie!...co?...

CO?!
~o~O~o~

I jest już kolejny rozdział! Mam nadzieję, że się Wam podoba, choć mam mieszane uczucia co do tej notki ;D
Może to bardzo krótki wpis, ale też zależało mi na treści. Chyba sporo wnosi do tej "powieści xd", ale prawdziwa akcja dopiero się zacznie xD
Wiecie, jak to jest. Szkoła, jeszcze fakt, że wena lubi nawiedzać w najgorszym możliwym momencie (np. na matmie xD), a w domu... raz na ruski rok. Jednak staram się pisać najczęściej jak tylko mogę.
W każdym wypadku mam głowę pełną pomysłów, a wyłowienie tych najtrafniejszych zajmuje trochę czasu.

Ale musicie przyznać: poprawiam się! (chyba tylko co do czasu dodawania notek, ale zawsze...)

Macie ochotę na miniaturkę? Co o nich myślicie? 

Jak zwykle gorąco zachęcam do kometowania i wyrażania swojego zdania (naprawdę,  każda uwaga jest na wagę złota XD)

Pozdrawiam serdecznie i całuję :*v

Eru czyli Waza Meriana 

P.S. 

Pewnie zastanawiacie się po co te gwiazdki? W NN tłumacznia imion elfów

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 4 - ZAWSZE JEST NADZIEJA


ROZDZIAŁ 4

ZAWSZE JEST NADZIEJA


~o~O~o~
Dzień był sekundą, miesiąc minutą, rok zaledwie dniem...
W jego myślach ciągle gościła Eledthwen.
Wszystko robił dla niej, czuł, że na nowo znalazł sens życia.

Nie walki, zabijanie orków, chwała, sława. Cała raeszta świata była niczym w porównaniu z minutą z nią.

Ciągle nie mógł dojść do tego, w jaki sposób ta rudowłaosa elfka tak go urzekła. 
Jak to się mogło stać?

A byli dla siebie całym światem.

Po kilku dniach wszystko było dobrze. Mimo to, czasem Eledthwen w pół zdania milkła i wpatrywała się w przestrzeń. 

Jednak nie była to zwykła elfka. Interesowały ją wojny i polityka, polowania oraz zwykłe walki, a była wesoła i wybuchała śmiechem jak dziecko.  
Żadne z nich nie potrafiło opisać uczuć, jakimi się darzyli.  Zwłaszcza, że wyjątkowo w tym temacie nie byli zbytnio wylewni. Nie trzeba słów. Wysztarczy tylko być ze sobą.
Wiedzieli o sobie wszystko, czytali ze swoich myśli jak z otwarej księgi, ale...
Ale mieli też swoje tabu.

Za każdym razem,kiedy Eledthwen chciała się dowiedzieć czegokolwiek o pochodzeniu elfickiego księcia, tem wymijająco zmieniał temat. Elfka nigdy na niego nie naciskała, ale dziwiła się temu zachowaniu.

Nie bez powodu Legolas zataił swe królewskie pochodzenie. Dobrze wiedział, że jedo przyjaciółka ma wstręt do monarchii. Powiedziała mu o tym pewnej nocy przy ognisku.

Śmiali się jak dzieci. Z wszystkiego: z gwiazd, drzew, wiewiórki skaczącej z gałęzi na gałąź, z kształtów chmur. Długo wylegiwali się na trawie . Nagle Eledthwen umilkła, patrząc w gwiazdy.
Legolas, zaniepokojony myślą o kolejnym przypływie koszmarnych wspomnień, zaczął łaskotać dziewczynę. Znów usłyszał piękny, czysty śmiech elfki.
- Co sie dzieje? - Zapytał Legolas.
- Nic takiego.
- Przecież widzę, że coś się stało. Wiesz, że mnie możesz powiedzieć o wszytkim.
Elfka ponownie spojrzała w gwiazdy. Potem spojrzała prosto w piękne oczy koloru nieba latem. Te oczy, które cały czas przy niej były. Te oczy, które zawsze chciała ujrzeć. Te oczy, którym ufała bezgranicznie.
- Pamiętam jak pewnego razu patrzyłam w gwiazdy. Noc była dokłanie taka, jak dziś. Moi rodzice zostali w domu, spali, a ja jak zwykle wymknęłam się nocą. Wtedy do domu wtargnęli orkowie. Nie wiedziałam , co mam robić. Ukryłam się na drzewie. A...a oni...oni zabili moich rodziców...ja...ja nic nie zrobiłam, Legolasie! Nie pomogłam im, nic nie zrobiłam!- Mówiąc to, dławiła się łzami. Książę bez namysłu przytulił ją. Wiedział, że tego właśnie potrzebowała. Głaskał ją po długich, pięknych, rudych włosach. Wczuł się w ich zapach. Jeszcze bardziej przyciągnął ją do siebie. Rozumieli się bez słów. 
- Dlaczego tu mieszkaliście? - Zapytał cicho.
- My... my zostaliśmy wygnani. Król naszego kraju wygnał moją rodzinę. Nigdy się nie dowiedziałam za co... - Dodała jeszcze ciszej.
W końcu, niewiele mówiąc, zasnęli tak przytuleni do siebie pod gwiazdami.
.......................................................................

Tymczasem Leśne Królestwo pękało od plotek. Ich książę, Legolas Thranduil Zielony Liść, przepadł bez ślady prawie dwa lata temu! Król rozpaczliwie szukał syna. Na próżno wysłano dwa oddziały po całym Śródziemiu mające odnaleźć księcia. Praktycznie przepadł bez śladu. 
Relacje Puszczy z Rivendell też uległy drastycznemu pogorszeniu. Thranduil obarczał Elronda winą za stratę syna i zakazał Leśnym Elfom przebywania w Imladris.

Wszystko zaczęło się rok temu. Ksiażę nie przyjechał w określonym terminie z Rivendell.  Czekano jeszcze parę miesięcy w spokoju, aż w Królestwie rozniosła się plotka o rzekomym zabicu księcia na przełęczy Gór Mglistych. Inni usłyszęli coś o zamachu dwie, może trzy mile do Rivendell. Wieść szerzyła się jak zaraza. Sam Thranduil zaczął się poważnie martwić o Legolasa. Wysłał gońców do Rohanu, Rivendell, Dzikich Krain, Gór Mglistych... Nawet do Gondoru. Nigdzie nie znaleziono śladu następcy tronu.

Po paru miesiącach zarządzono w kraju żałobę.

Thranduil jednak nigdy nie pogodził się ze stratą syna. Ze stratą Tamiel. Po raz drugi.

Czasami wymykał się z pałacu w noc. Czasami widział ją, jak tańczy wśród drzew. Jak śpiewała. Jak jej złote włosy migały wśród gwiazd. Jak znów patrzyła na niego oczami koloru nieba latem. Śnił o szczęśliwej rodzinie. Ona, on i ich syn. Teraz stracił ich oboje.

Nie chciał już żyć. Bo i po co? Nie miał już dla kogo.

Chwileczkę. Jest jeszcze TA prowincja.

- Elaren! - Zawołał Thranduil.
-Tak, Panie? - Zdyszany dowódca wojska już znalazł się na swoim miejscu. Był to pięćsetletni, wysoki, ciemnowłosy i ciemnooki elf.
- Masz wysłaś ludzi na poszukiwania księcia do naszej zachodniej prowincji. 
-Panie!- Wykrzyknął ze strachem generał. -W TO miejsce?!
- Dokładnie. Teraz możesz odejść. - Rzekł król spokojnie.

Wiec została jeszcze nadzieja.
..................................................................................................
Miesiąc później...

Dziwiła się temu elfowi. Temu elowi, który tak bezinteresownie jej pomógł. Do tej pory ufała tylko sobie.
Pamiętała to jak dziś:
Była wtedy trzyletnią dziewczynką. Weselszej i bardziej upartej dziewczynki świat nie widział. Miała piękne, rude włoy i oczy w kolorze trawy po deszczu. Kochała potyczki z chłopcami, zabawy i bitwy. Jej dziecięce palce z zadziwiającą sprawnością posługiwały się małym, dziecięcym łukiem.
Nie było jej jednak dane uczyć się jak inne dzieci. Jej rodzice, mimo dobrych chęci, byli niezbyt zamożnymi elfami.
Tamtego dnia znów wspinała się po drzewach. Niestety, dziwnym trafe spadła na ziemię i złamała nogę. 
Zorientowała się, że ktoś chodził po lesie śpiewając razem z ptakami. Miał piękny, czysty głos. Śpiewał tak radosną pieśń, że chciała się od razu roześmiać.
Nagle ją zobaczył. Miał długie, złote włosy i oczy koloru nieba latem. Podszedł do niej i zapytał:
- Aniołku, dlaczego płaczesz? - Powiedział pewien chłopiec z tym swoim rozbrajającym uśmiechem, chyba najgrzeczniej jak tylko mógł. 
- Spadłam z drzewa i złamałam nogę... - Mówiła dławiąc się łzami.
-Chodź, pomogę ci.
Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję. 
Chłopiec na własnych rękach zaniósł dziewczynkę do grodu, znów wywołując zachwyt wśród dorosłych. Od tamtego czasu bardzo się zaprzyjaźnili.  Chłopiec miał na imię Legolas i był przemiłym dzieckiem. Powiernikiem tajemnic. Towarzyszem zabaw i przygód. Przyjacielem. Jedynym dotychczas. Byli nierozłączni. Wszystko robili razem. 

Czy to możliwe? Czy on mógł być... tym Legolasem?

"Nie" - Odpowiedziała sobie elfka. "Rodzice mówili mi, że zagimął podczas jednej z bitew.
Nie chciała w to wierzyć. Nie wierzyła. Ale życie nauczyło ją pokory.

Nie wiedziała też, jak ma się odwdzięczyć temu... Eru, jak miała nazwać osobę, która była dla niej wszystkim?! To takie nierealne...

Jednak ten właśnie elf był teraz w maluteńkiej kuchni i przyrządzał śniadanie.


"Ważne jest to, co jest. Najważniejsze jest to, by żyć chwilą"
..............................................................................................

Niósł właśnie tacę ze śniadaniem, gdy to usłyszał.

Trąby.

Bębny.

Krzyk.

-ELEDTHWEEEEN!

Odpowiedział mu jeszcze większy hałas. Wybiegł na zewnątrz i ujrzał rudowłosą elfkę siekającą orków. Zabójczą. Groźną. Niebezpieczną. Wściekłą.  Nigdy jej jeszcze takiej nie widział.
Rzuciła mu jedno krótkie spojrzenia i znów zatraciła się w walce. Legolas wbiegł do domu po łuk i miecz.

Nie było czasu do stracenia. To była cała armia orków.

Po kilku minutach położył już piętnastu. W końcu stracił Eledthwen z oczu.
Nagle usłyszał tęt końskich kopyt. Odwrócił się i zobaczył swojego starego przyjaciela, Elarena. Ten, jeszcze bardziej niż książę zdziwiony tym niecodziennym widokiem. Bez słowa wciągnął go na konia i odjechali z pola walki. Wszystko działo się tak szybko, zbyt szybko. Legolas krzyczał, wyrywał się, lecz nie dawało to żadego efektu. Jego towarzysz gnał przed siebie z zawrotną prędkością . Po całym dniu morderczej jazdy ksiażę znalazł się... przy baramach Leśnego Królestwa!
Odźwierny przepuścił ich bez słowa. Zsiedli z konia Elaren dalej ciągnął go za sobą niemiłosiernie.

Znał tą drogę. Znał te korytarze. I znał postać, która właśnie pojawiła mu się przed oczami, niby wyrastając z ziemi.


- Witaj tato.
~o~O~o~
Uf.............. męczący rozdział :D
Tak więc szczęśliwie uporałam się ze świętami, czyszczeniem każdego centymetra kwadratowego domu i.... żyję :)
Jak tam u Was po Świętach? Dzielić się w komentarzach :D
Gorąco zachęcam do komentowania z wiadomych powodów.
I najważniejsze: jak się Wam podobał ten rozdział? :)
Co do mnie, to trochę mieszane uczucia :D 

I na koniec( po prostu musiałam się tym podzielić XD) : Tak Hobbit powinien się skończyć XD!!!