Music

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 4 - ZAWSZE JEST NADZIEJA


ROZDZIAŁ 4

ZAWSZE JEST NADZIEJA


~o~O~o~
Dzień był sekundą, miesiąc minutą, rok zaledwie dniem...
W jego myślach ciągle gościła Eledthwen.
Wszystko robił dla niej, czuł, że na nowo znalazł sens życia.

Nie walki, zabijanie orków, chwała, sława. Cała raeszta świata była niczym w porównaniu z minutą z nią.

Ciągle nie mógł dojść do tego, w jaki sposób ta rudowłaosa elfka tak go urzekła. 
Jak to się mogło stać?

A byli dla siebie całym światem.

Po kilku dniach wszystko było dobrze. Mimo to, czasem Eledthwen w pół zdania milkła i wpatrywała się w przestrzeń. 

Jednak nie była to zwykła elfka. Interesowały ją wojny i polityka, polowania oraz zwykłe walki, a była wesoła i wybuchała śmiechem jak dziecko.  
Żadne z nich nie potrafiło opisać uczuć, jakimi się darzyli.  Zwłaszcza, że wyjątkowo w tym temacie nie byli zbytnio wylewni. Nie trzeba słów. Wysztarczy tylko być ze sobą.
Wiedzieli o sobie wszystko, czytali ze swoich myśli jak z otwarej księgi, ale...
Ale mieli też swoje tabu.

Za każdym razem,kiedy Eledthwen chciała się dowiedzieć czegokolwiek o pochodzeniu elfickiego księcia, tem wymijająco zmieniał temat. Elfka nigdy na niego nie naciskała, ale dziwiła się temu zachowaniu.

Nie bez powodu Legolas zataił swe królewskie pochodzenie. Dobrze wiedział, że jedo przyjaciółka ma wstręt do monarchii. Powiedziała mu o tym pewnej nocy przy ognisku.

Śmiali się jak dzieci. Z wszystkiego: z gwiazd, drzew, wiewiórki skaczącej z gałęzi na gałąź, z kształtów chmur. Długo wylegiwali się na trawie . Nagle Eledthwen umilkła, patrząc w gwiazdy.
Legolas, zaniepokojony myślą o kolejnym przypływie koszmarnych wspomnień, zaczął łaskotać dziewczynę. Znów usłyszał piękny, czysty śmiech elfki.
- Co sie dzieje? - Zapytał Legolas.
- Nic takiego.
- Przecież widzę, że coś się stało. Wiesz, że mnie możesz powiedzieć o wszytkim.
Elfka ponownie spojrzała w gwiazdy. Potem spojrzała prosto w piękne oczy koloru nieba latem. Te oczy, które cały czas przy niej były. Te oczy, które zawsze chciała ujrzeć. Te oczy, którym ufała bezgranicznie.
- Pamiętam jak pewnego razu patrzyłam w gwiazdy. Noc była dokłanie taka, jak dziś. Moi rodzice zostali w domu, spali, a ja jak zwykle wymknęłam się nocą. Wtedy do domu wtargnęli orkowie. Nie wiedziałam , co mam robić. Ukryłam się na drzewie. A...a oni...oni zabili moich rodziców...ja...ja nic nie zrobiłam, Legolasie! Nie pomogłam im, nic nie zrobiłam!- Mówiąc to, dławiła się łzami. Książę bez namysłu przytulił ją. Wiedział, że tego właśnie potrzebowała. Głaskał ją po długich, pięknych, rudych włosach. Wczuł się w ich zapach. Jeszcze bardziej przyciągnął ją do siebie. Rozumieli się bez słów. 
- Dlaczego tu mieszkaliście? - Zapytał cicho.
- My... my zostaliśmy wygnani. Król naszego kraju wygnał moją rodzinę. Nigdy się nie dowiedziałam za co... - Dodała jeszcze ciszej.
W końcu, niewiele mówiąc, zasnęli tak przytuleni do siebie pod gwiazdami.
.......................................................................

Tymczasem Leśne Królestwo pękało od plotek. Ich książę, Legolas Thranduil Zielony Liść, przepadł bez ślady prawie dwa lata temu! Król rozpaczliwie szukał syna. Na próżno wysłano dwa oddziały po całym Śródziemiu mające odnaleźć księcia. Praktycznie przepadł bez śladu. 
Relacje Puszczy z Rivendell też uległy drastycznemu pogorszeniu. Thranduil obarczał Elronda winą za stratę syna i zakazał Leśnym Elfom przebywania w Imladris.

Wszystko zaczęło się rok temu. Ksiażę nie przyjechał w określonym terminie z Rivendell.  Czekano jeszcze parę miesięcy w spokoju, aż w Królestwie rozniosła się plotka o rzekomym zabicu księcia na przełęczy Gór Mglistych. Inni usłyszęli coś o zamachu dwie, może trzy mile do Rivendell. Wieść szerzyła się jak zaraza. Sam Thranduil zaczął się poważnie martwić o Legolasa. Wysłał gońców do Rohanu, Rivendell, Dzikich Krain, Gór Mglistych... Nawet do Gondoru. Nigdzie nie znaleziono śladu następcy tronu.

Po paru miesiącach zarządzono w kraju żałobę.

Thranduil jednak nigdy nie pogodził się ze stratą syna. Ze stratą Tamiel. Po raz drugi.

Czasami wymykał się z pałacu w noc. Czasami widział ją, jak tańczy wśród drzew. Jak śpiewała. Jak jej złote włosy migały wśród gwiazd. Jak znów patrzyła na niego oczami koloru nieba latem. Śnił o szczęśliwej rodzinie. Ona, on i ich syn. Teraz stracił ich oboje.

Nie chciał już żyć. Bo i po co? Nie miał już dla kogo.

Chwileczkę. Jest jeszcze TA prowincja.

- Elaren! - Zawołał Thranduil.
-Tak, Panie? - Zdyszany dowódca wojska już znalazł się na swoim miejscu. Był to pięćsetletni, wysoki, ciemnowłosy i ciemnooki elf.
- Masz wysłaś ludzi na poszukiwania księcia do naszej zachodniej prowincji. 
-Panie!- Wykrzyknął ze strachem generał. -W TO miejsce?!
- Dokładnie. Teraz możesz odejść. - Rzekł król spokojnie.

Wiec została jeszcze nadzieja.
..................................................................................................
Miesiąc później...

Dziwiła się temu elfowi. Temu elowi, który tak bezinteresownie jej pomógł. Do tej pory ufała tylko sobie.
Pamiętała to jak dziś:
Była wtedy trzyletnią dziewczynką. Weselszej i bardziej upartej dziewczynki świat nie widział. Miała piękne, rude włoy i oczy w kolorze trawy po deszczu. Kochała potyczki z chłopcami, zabawy i bitwy. Jej dziecięce palce z zadziwiającą sprawnością posługiwały się małym, dziecięcym łukiem.
Nie było jej jednak dane uczyć się jak inne dzieci. Jej rodzice, mimo dobrych chęci, byli niezbyt zamożnymi elfami.
Tamtego dnia znów wspinała się po drzewach. Niestety, dziwnym trafe spadła na ziemię i złamała nogę. 
Zorientowała się, że ktoś chodził po lesie śpiewając razem z ptakami. Miał piękny, czysty głos. Śpiewał tak radosną pieśń, że chciała się od razu roześmiać.
Nagle ją zobaczył. Miał długie, złote włosy i oczy koloru nieba latem. Podszedł do niej i zapytał:
- Aniołku, dlaczego płaczesz? - Powiedział pewien chłopiec z tym swoim rozbrajającym uśmiechem, chyba najgrzeczniej jak tylko mógł. 
- Spadłam z drzewa i złamałam nogę... - Mówiła dławiąc się łzami.
-Chodź, pomogę ci.
Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję. 
Chłopiec na własnych rękach zaniósł dziewczynkę do grodu, znów wywołując zachwyt wśród dorosłych. Od tamtego czasu bardzo się zaprzyjaźnili.  Chłopiec miał na imię Legolas i był przemiłym dzieckiem. Powiernikiem tajemnic. Towarzyszem zabaw i przygód. Przyjacielem. Jedynym dotychczas. Byli nierozłączni. Wszystko robili razem. 

Czy to możliwe? Czy on mógł być... tym Legolasem?

"Nie" - Odpowiedziała sobie elfka. "Rodzice mówili mi, że zagimął podczas jednej z bitew.
Nie chciała w to wierzyć. Nie wierzyła. Ale życie nauczyło ją pokory.

Nie wiedziała też, jak ma się odwdzięczyć temu... Eru, jak miała nazwać osobę, która była dla niej wszystkim?! To takie nierealne...

Jednak ten właśnie elf był teraz w maluteńkiej kuchni i przyrządzał śniadanie.


"Ważne jest to, co jest. Najważniejsze jest to, by żyć chwilą"
..............................................................................................

Niósł właśnie tacę ze śniadaniem, gdy to usłyszał.

Trąby.

Bębny.

Krzyk.

-ELEDTHWEEEEN!

Odpowiedział mu jeszcze większy hałas. Wybiegł na zewnątrz i ujrzał rudowłosą elfkę siekającą orków. Zabójczą. Groźną. Niebezpieczną. Wściekłą.  Nigdy jej jeszcze takiej nie widział.
Rzuciła mu jedno krótkie spojrzenia i znów zatraciła się w walce. Legolas wbiegł do domu po łuk i miecz.

Nie było czasu do stracenia. To była cała armia orków.

Po kilku minutach położył już piętnastu. W końcu stracił Eledthwen z oczu.
Nagle usłyszał tęt końskich kopyt. Odwrócił się i zobaczył swojego starego przyjaciela, Elarena. Ten, jeszcze bardziej niż książę zdziwiony tym niecodziennym widokiem. Bez słowa wciągnął go na konia i odjechali z pola walki. Wszystko działo się tak szybko, zbyt szybko. Legolas krzyczał, wyrywał się, lecz nie dawało to żadego efektu. Jego towarzysz gnał przed siebie z zawrotną prędkością . Po całym dniu morderczej jazdy ksiażę znalazł się... przy baramach Leśnego Królestwa!
Odźwierny przepuścił ich bez słowa. Zsiedli z konia Elaren dalej ciągnął go za sobą niemiłosiernie.

Znał tą drogę. Znał te korytarze. I znał postać, która właśnie pojawiła mu się przed oczami, niby wyrastając z ziemi.


- Witaj tato.
~o~O~o~
Uf.............. męczący rozdział :D
Tak więc szczęśliwie uporałam się ze świętami, czyszczeniem każdego centymetra kwadratowego domu i.... żyję :)
Jak tam u Was po Świętach? Dzielić się w komentarzach :D
Gorąco zachęcam do komentowania z wiadomych powodów.
I najważniejsze: jak się Wam podobał ten rozdział? :)
Co do mnie, to trochę mieszane uczucia :D 

I na koniec( po prostu musiałam się tym podzielić XD) : Tak Hobbit powinien się skończyć XD!!!


5 komentarzy:

  1. Hej kochanie
    Rozdział wspaniały tylko wydaje mi się że dzieje się to wszystko trochę za szybko. Jednak to może tylko moje odczucie. Jestem naprawdę strasznie ciekawa co będzie dalej. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz szybko.
    Święta minęły wesoło i mokro, teraz przydało by się trochę pobiegać, jednak mi się nie chce XD
    Pozdrawiam i czekam na NN, Życzę mnóstwa wenty
    Elfka

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny. Jak to możliwe, że nie mógł się wyrwać? ;D
    Hmm... Ta bitwa i to zabranie Legolasa... To było trochę za szybkie. mam nadzieję, że Thranduil nie wścieknie się na syna, przecież nie było go tylko dwa lata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, chciałam dość szybko przez to przebrnąć, więc wyszło tak, jak wszyszło xD
      Wrócę do tego, bo będzie miało to wpływ na dalsze losy Tauriel i Legolasa

      Usuń
  3. Liczyłam na jakiś opis walki, ale musi mi wystarczyć to co jest. Oprócz tego notka jest świetna, a Daenerys stała się miłym dodatkiem ;)

    OdpowiedzUsuń