ROZDZIAŁ 5
CZĘŚĆ DRUGA
DEMONY PRZESZŁOŚCI
~o~O~o~
Nie mógł wierzyć. Nie chciał wierzyć.
Mimowolnie wypowiedział swoje myśli:
- CO?!
Rozejrzał się po twarzach zebranych. Jego ojciec, jak zwykle ze swoim niezniszczalnym, zimnym śmiechem, strażnicy, równie zdziwieni jak on sam, może poza Ulumienem i nieliczną grupą, a wreszcie Eledthwen, szczerze przerażona. Mimowolnie złożyła usta jedno, jedyne słowo: przepraszam.
- Niespodzianka, synu.
Jeszcze raz spojrzał na dziewczynę. Nie, to nie mogła być prawda, Tauriel, JEGO Tauriel, z którą dorastał, uczył się wszystkiego. JEGO Tauriel zginęła z rąk orków!
Sam już wielkorotnie zastanawiał się nad tą tezą, jeszcze w ich leśnym domku. Ale przecież każdy jego przyjaciel, każda osoba mogła potwierdzić jej śmierć!
Dobrze wiedział, że te rany nigdy się nie zagoją. Teraz ktoś próbuje je na nowo rozdrapać.
Jeszcze raz spojrzał w te zielone oczy, tak podobne do oczu Tauriel.
Sam nie wiedział, co by się stało, gdyby ktoś chciał mu odebrać Eledthwen. Drugiej takiej straty już by nie przeżył.
Eledthwen wyraźnie wyrywała się, chciała coś powiedzieć, ale strażnicy byli bezlitośni. Jego ojciec popatrzył na niego oczekująco.
- To nie może być prawda... Ojcze, musiałeś się pomylić... Przecież Tauriel nie żyje...P-prawda?...
Thranduil nie odpowiedział. Eledthwen w końcu uporała się ze strażnikami i wykrzyknęła:
-Legolas, to nie tak!
Została za to ukarana: jeden ze strażników wymierzył jej siarczysty policzek. Ona jednak nie poddawał się i krzyczała dalej:
- Thranduil, jak mogłeś mu naopowiadać tyle kłamstw! Pomijam już to, że mnie też przez te lata utrzymywałes w świadomości, ze mój spary przyjaciel zaginął.
Tym razem posunęła się zbyt daleko. Jeden ze strażników kopnął ją w brzuch. Dziewczyna osunęła się na podłogę.
- ZOSTAW JĄ! - Wykrzyknął Legolas. Sam też był przytrzymywany przez Elarena, więc pozostał mu już tylko bezsilny krzyk.
- Celebrindal, podnieś dziewczynę z podłogi. Nie pozwolę, żeby jej brudna krew zaschła sie na drogocennym marmurze.
Legolas dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Eledthwen straciła przytomność.
- Gdzie ją zabierzesz? - Zwrócił się do ojca.
- Och, naturalnie, tam, gdzie jest miejsce dla takich przestępców jak ona. Jednak nie martw się, synu, wrócimy do tej sprawy w wolnej chwili.
Książę stanął jak wryty . W jakiej, do cholery, WOLNEJ CHWILI?!
Poczuł, jak Elaren go popycha, więc posłusznie poszedł za nim. Szli długimi, kretymi korytarzami prosto do jego sypialni.
Był to duży, obszerny pokój z rzeźbionymi, mahoniowyni meblami i (co oczywiste) mnóstwem kurzu.
-Elarenie, co...?
Odpowiedziały mu zatrzaskujące się drzwi.
Był wściekły. Wściekły na całą tą sytuację, na milczących przyjaciół, ojca. S krzykiem walnął rękami w stół znajdujący się na środku pokoju. Przełamał się na pół.
Trudno. Wreszcie dał upust swojej złości.
Kilka godzin miotał sie po komnacie bez większego sensu i celu. Chciał wreszcie zebrać myśli.
Wszystko po kolei.
Co jeśli ojciec i wszyscy kłamali? Co jeśli Tauriel żyje?
Ale... przecież chyba rozpoznałaby go, i wyjawiła swoje prawdziwe imię.
Może się czegoś bała?
Prawdopodobna wersja.
Tylko jak znalazła się poza Puszczą?
Było tylko jedno źródło odpowiedzi: Eledthwen.
Szarpnął za klamkę i wyszedł na korytarz.
Schodził coraz niżej i niżej, aż do lochów, które stały się wręcz legendarne. Cieszłył się niestety bardzo złą sławą, bowiem więźniów traktowanno w sposób okrutny. Często w tych celach dochodziło do samobójstw. Prawie nikt nie wytrzymywał psychiicznie tortur i głodzenia. Inni umierali z przyczyn fizycznych. Jeszcze inni umierali ze starości. Nikomu jeszcze nie udało się wyjść.
..............................................................................................................
Świetnie. Po prostu świetnie!
Teraz, na własne życzenie tkwi w lochach bez wyjścia. Świetnie!
Przeklęta kraty...
W dodatku jest tu na własne życzenie.
Gdyby tylko powiedzieli sobie prawdę... to nie była tylko jej wina! On też słowem nie powiedział jej, że jest księciem!
"Ale miał do tego pełne prawo.." - Pomyślała.
Fakt, nie musiała mówić tyle złych rzeczy na temat rodzin królewskich.
W gruncie rzeczy, wrodzona ostrożność nakazuje...
- Wiem, że tam jesteś.
Popatrzyła się na niego jak na ducha.
- Legolas, co ty tu...
- Ciii... - Uciszył ją gestem. - Najpierw ty musisz mi coś wyjaśnić.
Uniosła brwi.
- Dobrze, jeśli dowiem się o ciebie, dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś prawdy!
Legolas uśmiechnął się do siebie. Zadziorna jak zwykle.
- Nie dzisiaj, mamy mało czasu.
- Jak wolisz. - Rzekła. - Co chcesz wiedzieć?
- Czy to wszystko, co powiedział mój ojciec... to prawda?
Westchnęła. Zamknęła oczy i powiedziała wolno.
-Tak, wszystko, co powiedział twój ojciec, jest prawdą.
- Więc dlaczego mi nie powiedziałaś? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi...
Elfka ukryła twarz w dłoniach.
- Ja... to nie tak! Chciałam ci powiedzieć, myślałam, że to rzeczywiście ty, ale... ale to było takie nierealne! Nie mogłam w to uwierzyć, Legolasie. Nie mogłam.
-Dawno temu twój ojciec wygnał mnie i moją rodzinę. Nigdy się nie dowiedziałam, za co. Przez lata przenosiliśmy się z miejsca na miejsce. - Zaczęła płakać.- Aż w końcu... aż w końcu napadli nas orkowie. Moi rodzice kazalimi uciekać, a.... a potem... polegli. Widziałam jak ich torturowali, tylko dla zabawy! Najpierw ojca, potem matkę...aż... aż w końcu odeszli. Miałam wtedy 11 lat!
Często napadali na to odludzie, na którym żyłam. Polowałam,radziłamsobie jak mogłam, ale oni dalej napadali na ten mizerny domek! Pewnego razu...pewnego razu stało się to,co się stało. Z resztą, wiesz już co było dlalej...- Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. - W najśmielszych snach nie myślałam, że to byłeś naprawdę ty. Przecież kto okazał by pomoc umierającemu?
Zdziwiłam się bardzo, do ostatniego momentu myślałam, że chcesz mnie zabić. Nie wiedziałam co się dzieje... I kim tak naprawdę jesteś. Nie rozpoznałam w tobie tamtego dwunastolatka, tylko oczy zostały takie same. Nie powiedziałeś też, że tak naprawdę jesteś księciem. - Znowu zwiesiła głowę i odetchnęła ciężko. - Tamtego dnia, kiedy leżeliśmy pod gwiazdami, chciałam ci powiezieć prawdę. Ale złamałam się. Nie mam pojęcia dlaczego, Legolasie!
A co do mojego imienia... Czy to ważne? Gdy żyłam samotnie tam, na odludziu, przechodził tamtędy wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Zobaczył mój dom i wszedl do środka. Zawołał parę raz i chyba pomyślał, że dom jest opuszczony, bo poszedł spać. Gdy zbudził się rano i mnie zobaczył, chciał poznać moje imię. Kiedy mu je wyjawiłam, odjechał. W odstępie kilku miesięcy zjawiło się u mnie trzech elfów. Kazali mi się wynosić. Co prawda, potem wróciłam, ale dostałam ostatnie ostrzeżenie. Dlatego już nikomu nie wyjawiłam swojego imienia, tylko drugie. Bałam się, że skończy się to tak, jak tamtym razem.
Znów podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
-Czy chcesz coś jeszcze wiedzieć?
Milczał. Eru, więc to wszystko była prawda!
Poczuł na swojej dłoni drugą, mniejszą i chłodniejszą.
- Teraz z ja jestem ci coś winien.
Chciał już odejść, ale Eledthwen (właściwie Tauriel, poprawił się w myślach) przytrzymała jego dłoń.
-Wrócisz?
Legolas uśmiechnął się.
-Wrócę.
..........................................................................................................................
Cześć! To znowu ja! :)
Jak Wam się podoba ta notka? Osobiście mam mieszane uczucia.
Jednak muszę się wytłumaczyć: 1.to DRUGA część tego samego rozdziału.
2. Pracuję nad ulepszeniami na bloga (już udało mi się to z muzyką itp :D)
3. Międzyczasie kończę słownik, który, jak myślę, jutro (lub dziś) dodam.
Aktualnie mam troooochę więcej czasu na pisanie, a wszystko przez milutkiego wirusa jelitowego -,-
Pozrawiam Was serdecznie i trzymajcie się zdrowo :*
Eru czyli Wasza Meriana :*